Przetrwają gracze?

 Apokalipsa to nie jest przyjemna perspektywa. Nikt nie chciałby doczekać zagłady ludzkości i wszelkich form organicznego życia. Niewielką pociechę stanowiłaby możliwość ocalenia przynajmniej części ludzkiej świadomości dzięki zeskanowaniu jej przez oprogramowanie neurologiczne i zaimplantowaniu w mechaniczne, trwałe awatary. Człowieczy hardware uległby zniszczeniu, lecz ocalałaby jakaś część naszego software’u. Największe szanse miałyby mózgi znajdujące się w krytycznym momencie w pobliżu odpowiednich urządzeń, a więc należące do różnej maści nerdów, wojskowych, fanów gier komputerowych. „Starość aksolotla” to gorzka wizja tego, co by po nas pozostało. Czytaj dalej Przetrwają gracze?

Po wakacjach

Urlopy nie będą trwać wiecznie. Wakacje miną. Turnusy dobiegną końca. Trzeba się będzie rozstać. No i pomyśleć o wizycie u kosmetyczki…

 

Ostatnio aż przykro patrzeć na telewizyjne wyczyny niegłupich przecież (a często nawet piekielnie inteligentnych) kabareciarzy. Pewnie wykazaliby się większą finezją, gdyby zabrakło okazji do chałtur albo wróciła cenzura. W kabarecie im lepiej (wszystko wolno i można sporo zarobić), tym gorzej.
Uwaga na Adin. Na tle populistycznej doraźnie politycznej mizerii to powiew świeżości – dość efemeryczny, niestety. Chyba nawet zapytam pana Władka Sikorę, czy pozwoli mi oprawić w ramki i umieścić jako motto cytat z innego skeczu:

To nie sztuka być lubianym, gdy jest się ładnym i miłym. A generalnie nam chodzi o sztukę.

 

Czym się martwić

Przeglądam wypowiedzi w tegorocznej ankiecie Edge’a – nie magazynu o grach, tylko organizacji zrzeszającej intelektualistów, specjalistów z różnych dziedzin. Tym razem zapytano 155 myślicieli i naukowców o to, czym powinniśmy się niepokoić. Ciekawe, czy wśród zjawisk odbieranych jako niepokojące zagrożenia pojawią się gry, a jeśli tak, to dlaczego i w jakim kontekście. Znalazłam trzy takie głosy; dwa z punktu widzenia psychologii, jeden… trudno powiedzieć, jaką gałąź wiedzy reprezentuje. Czytaj dalej Czym się martwić

Dla odmiany: Pamplemousse

Po feerii barw i zmasowanym ataku syntezatorów w opisywanej poprzednio EXO trzeba mi było odmiany: czegoś prostego, ale naturalnego, wykonanego przez człowieka, a nie maszynę. W sferze audio różnica jest dramatyczna, dźwięki dalekie od sterylnej doskonałości, ale zarazem jedyne w swoim rodzaju, no i bez wątpienia ludzkie. Interaktywne środowisko co prawda wirtualne, ale wykonane własnoręcznie przez autorkę dzięki jej kreatywności, a nie nowoczesnej technologii i wytworzonym przez innych samplom. 

Nawet jeśli punkt wyjścia dobrze znamy z książek i filmów, to nigdy jeszcze nie mieliśmy do czynienia z wersją tak oryginalną. Detektyw rodem z czarnego kryminału kobietą? Jej gabinet w kartonowym pudełku? Przygodowa gra detektywistyczna w formie musicalu? No i jeszcze ten tytuł: Dominique Pamplemousse in “It’s All Over Once The Fat Lady Sings!” Trudno wymyślić coś bardziej „pod prąd”. Wystarczy zajrzeć do krótkiego dema online, by sprawdzić, jak to wygląda w praktyce. Jakby nie dość świeżości pomysłów, to jeszcze stoi za nimi nie kto inny, tylko Deirdra Kiai, autorka Life Flashes By, kobieta zabierająca głos w sprawach istotnych dla środowiska i przyszłości medium.  O jej twórczości i wypowiedziach wspominałam tu kilkakrotnie (patrz: tagi). 

Przy okazji wyszło na jaw, że choć z pozoru na to nie wygląda, Deirdra ma słowiańską duszę. Gra i śpiewa w działającej w Vancouver bałkańskiej orkiestrze dętej o wdzięcznej nazwie… Śliwowica!  Wykonuje nawet solówkę po cygańsku w pamiętnej z filmu Kusturicy Ederlezi. Nie ukrywam, że po potężnej dawce techno żywa muzyka na prawdziwych instrumentach to balsam dla moich uszu.  

Latawiec

The Kite adventure game

Jak odwrócić uwagę męża od telewizora, gdy jest tak zatopiony w oglądaniu meczu, że nie upilnował dziecka? Problem stojący przed bohaterką stanie się zapewne udziałem wielu kobiet w tym roku (nie da się tego piłkarskiego nieszczęścia odwołać?…). Oby obyło się bez równie drastycznych rozwiązań jak w grze The Kite ukraińskiego studia Anate
Masza i Oleg mieszkają wraz z synkiem Andriuszą w obskurnej kamienicy na typowym blokowisku. Zdarzenie ma miejsce w latach dziewięćdziesiątych gdzieś w Europie Wschodniej. Choć rzecz jest krótka, udało się w niej zawrzeć wiele drobiazgów charakteryzujących życiowe realia nie tylko na początku wielkiej transformacji, ale też przedtem i potem.
Dotykając problemu przemocy w rodzinie, Latawiec pozwala się porównać ze środkami (filmy, plakaty) używanymi w kampaniach społecznych poruszających ten sam temat. Wydaje mi się, że w tym kontekście o sile gry mogą stanowić dwa atuty: z jednej strony większe utożsamienie z postacią, z drugiej – typowe dla przygodówki elementy odwracające uwagę od tematu i przesłania.
Zarówno problemy bohaterki, jak i jej racje (podążanie za latawcem), dotykają mnie, a może nawet dotyczą głębiej niż na przykład losy jakiegoś rozbitka na bezludnej wyspie, ewentualnie zamieszkałej przez małpy. Jednocześnie The Kite to miniaturowa gra przygodowa, zawierająca kilka wcale nie oczywistych zadań do rozwiązania, które odwracają uwagę od refleksji na tyle, że następujące znienacka zakończenie może uderzyć jak obuchem w głowę.
A jak odbiera grę uciekający w alkohol facet, który nie radzi sobie w życiu? Tego nie wiem.

The Kite adventure game Anate Studio

Bajka o dobru i złu

Dyskusja spod poprzedniej notki przeniosła się z jednej strony za kulisy, z drugiej pod polemiczny tekst Pawła Schreibera. W polemice nie biorę udziału, bo cóż można odrzec na to, że ktoś nie dostrzega linii tam, gdzie ja ją widzę, a ktoś inny programowo jej istnieniu zaprzecza. Chyba tylko tyle, że różnimy się bardzo i to już się raczej nie zmieni. Howgh. Paweł nazwał mnie Rumcajsem (ładne), co najbardziej rozbawiłoby moich braci (niegdyś fanów rozbójnika), gdyby na Jawne Sny zaglądali. A nie zaglądają z tej przyczyny, że w nic nie grają (oprócz siatki, nogi, hokeja – i to wyłącznie w realu). 

W zakulisowej wymianie zdań (maile, rozmowy) testowałam na oponentach teorię konfliktu pokoleń i tezę o zaniku wrażliwości. Proponowałam, by poobserwowali swoje rodziny w trakcie oglądania telewizji i sprawdzili, czy przypadkiem to nie dzieciaki są najbardziej uodpornione (=zobojętniałe) na tzw. sceny drastyczne. Co ciekawe, starsi potwierdzają moje spostrzeżenia, według młodszych to kwestia osobnicza, niezależna od wieku. Moim zdaniem pokolenia różnią się pod tym względem, a człowiek przyszłości będzie pozbawiony wrażliwości, jaką znamy dziś, czyli w pewnym sensie ułomny lub – idąc tropem metafor z początków Jawnych Snów – od urodzenia pusty w środku (jak Wydrążeni Eliota).

Oni na to, że przesadzam. Możliwe. Przyjrzyjcie się w takim razie swoim dzieciom (wnukom? młodszemu rodzeństwu?), gdy oglądają kreskówkę lub – już się boję… – gdy grają. Obyście ujrzeli równie fascynujący, uduchowiony spektakl, jak na twarzy bohatera filmu Dziesięć minut starszy (СТАРШЕ НА 10 МИНУТ) Herza Franka. Coś przepięknego. Dziecko intuicyjnie dostrzega Linie. A może zobaczycie już tylko maskę gracza?

„Bajka o dobru i złu” to oglądane w filmie przedstawienie kukiełkowe. Wyszperał autor Immersji.

Teoria śliczności

Rzadko używam tego słowa, ale o grach łamigłówkowych z sektora casual (zwanych też hidden object games) zdarzyło mi się parę razy z przekąsem powiedzieć, że mają obowiązek być śliczne. Mam na myśli wymóg atrakcyjności wizualnej, który w grze z definicji polegającej na wyszukiwaniu trudno dostrzegalnych szczegółów ma swoje uzasadnienie. Jeśli już mamy się w coś usilnie wpatrywać, niech to chociaż będzie ładne i w dość wysokiej rozdzielczości.

deadtime_stories

Czytaj dalej Teoria śliczności

Grać z Downem

Gra dla niesprawnych umysłowo?… Jako złośliwy Don Kichot z Niszy (Don Quijote de La Nicho-a) powiedziałabym, że wiele popularnych tytułów można by tak sklasyfikować. Nie pora jednak na uszczypliwości, bo tym razem chodzi o sprawy serio. Ukazała się właśnie gra specjalnie zaprojektowana dla dzieci z zespołem Downa i/lub niepełnosprawnych intelektualnie. Przybrała postać klasycznej przygodówki, a powstała na zlecenie i pod nadzorem hiszpańskich organizacji Fundación Síndrome de Down de Madrid oraz Fundación Orange. Wcześniej te same fundacje patronowały innym projektom wykorzystującym nowoczesne technologie, w tym gry komputerowe i aplikacje na telefon komórkowy (np. CITI).

Lucas_y_el_caso_del_quadro_robado

Lucas y el caso del cuadro robado (pobierz 191 Mb) to historyjka detektywa szukającego obrazu skradzionego z prywatnej kolekcji. Gdybym nie znała okoliczności jej powstania, raczej nie zwróciłabym na nią uwagi. Ot, kolejna amatorska przygodówka na silniku Adventure Game Studio; krótka i niezbyt skomplikowana, lecz spełniająca wszelkie wymogi gatunku. Cóż więc sprawia, że specjaliści decydują się rekomendować ją temu właśnie odbiorcy? Czy posiada jakieś szczególne walory edukacyjne lub terapeutyczne, czy tylko rozrywkowe?

Podejrzewam, że chodzi o cechy samego gatunku, który niemal z definicji wymaga umiejętności koncentracji, kształci zdolność kojarzenia faktów, uczy logicznego myślenia, na przykład zmuszając do wyboru właściwej w danym kontekście czynności (rozmawiaj, idź, weź, patrz, użyj). Lucas… zawiera także mini-gry ćwiczące pamięć i zabawę polegającą na rozpoznawaniu zwierząt. Zapewne mamy tu również do czynienia z terapią przez sztukę, bo przecież nieprzypadkowo niektóre lokacje zdobią obrazy współczesnych artystów.

Tak to sobie intuicyjnie tłumaczę, ale chętnie poznałabym opinię wyspecjalizowanego w tej dziedzinie psychologa lub pedagoga doświadczonego w kontaktach z osobami z zespołem Downa. Skoro ta z pozoru niczym nie wyróżniająca się przygodówka spełnia wymagania specjalistów i została przetestowana przez grupę docelową, to może dałoby się znaleźć istniejące już gry, które mogą pełnić podobne funkcje.


lucas_y_el_caso_del_quadro_robado

Od Patryka do Anny

Poza symbolicznym toastem piwnym nie planowałam specjalnych obchodów dnia świętego Patryka. Do siedziby D’ni Musicological Research trafiłam przypadkiem, gdy w audytorium trwał już koncert muzyki celtyckiej, a na scenie stali Turjan i Musica2. Ona grała na mandolinie, on na staroirlandzkiej harfie oraz pewnie kilku innych instrumentach zapomnianych lub nawet nieistniejących. Oprócz muzyki melancholijnej zabrzmiała też bardziej skoczna; gdy zagrali dżiga (jiga), publiczność niezdarnie próbowała wydawać swym awatarom komendy zgodne z rytmem tańca. Ciekawe doświadczenie, zwłaszcza że niespodziewane i kameralne.

uru online st patrick concert

Turjan (Alain Pachins) to kompozytor i multinstrumentalista, który próbuje odtworzyć muzykę cywilizacji D’ni. Rekonstruuje starożytne instrumenty i wraz z zespołem D’Marnah prezentuje ich brzmienie. Przygotował już nawet kompozycję do projektu Myst Movie. Od paru dni słucham jego płyty inspirowanej Księgą Ti’any – opowieści o życiu Anny, późniejszej żony Aitrusa, na pustyni.

PS. Tradycyjną paradę św. Patryka przełożono na niedzielę, tak by uczestnicy z różnych stref czasowych mogli się wspólnie bawić. To już była impreza masowa; gdy liczba zgromadzonych dobiegała setki, zrobiło się trochę ciasno.

uru online st patrick day

Gdyby nie wiosna w RL, pewnie rozwinęłabym temat: The adventures of a diehard singleplayer in the world of MMORPG.